Dorwało mnie wiosenne przeziębienie, z utęsknionej
wyprawy nici, a ciągnie mnie jak jasna cholera do spustu migawki. Nie mogę na dłużej wyjść na zewnątrz, to przyniosłem sobie zewnętrze do
wewnętrza na dłużej.
Przypomniałem sobie, że dostałem od
Tomka pierścienie do makro na M42. Od
Marcina mam obiektyw Helios-44M-4. Postanowiłem zmierzyć się z makrofotografią, jakieś tam owady sobie pstrykałem zoomem, wydawało mi się to proste, a tu zaskoczenie. I powiem tak, trzeba mieć do tego niezłe oko, pewną rękę, a przede wszystkim anielską cierpliwość. (albo zacząć pić).
To nie to samo co strzelanie z 210mm do kwiatków w ogródku. Skala 1:1 to naprawdę wyzwanie. Przy odległości 15cm od obiektu, okazuje się, że wszystko przeszkadza, wszystko się rusza, statyw za mało precyzyjny i za bardzo chybotliwy, nawet sąsiad idący do toalety wprawia w drgania cały układ.
Matko boska mało brakowało abym pizdnął aparatem o ścianę, na szczęście rozsądek zwyciężył ( na nowy tak szybko by mnie nie było stać). Makro jest naprawdę dla twardzieli wole już ludzi albo landszafty fotografować.
ps. Myśl o mieszku z precyzyjnymi sankami nie chce się ode mnie odczepić. Może czas zacząć się leczyć?
Zobacz więcej…